Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 grudnia 2012

Pischinger mojej babci

    Będąc malutkim dzieckiem miałam skazę białkową i nie wolno mi było jeść czekolady i cytrusów. Ponoć kiedy częstowano mnie którymś z tych smakołyków, zawsze ze spokojem odpowiadałam, że mnie nie wolno i nie robiłam z tego jakiejś wielkiej tragedii. Jako dziecko nigdy nie byłam fanką słodkości. Rodzina zawsze się ze mnie śmiała, że ze słodyczy najbardziej lubię śledzie. W czasach kiedy czekolada była towarem deficytowym, a ja już mogłam ją jeść, u mnie w kredensie leżakował cały zbiór zdobycznych tabliczek, które bielały ze starości.
   Dodatkowo, co tu dużo mówić, byłam potwornym niejadkiem i żebym cokolwiek zechciała skonsumować wszyscy uciekali się do przeróżnych podstępów. Na przykład u jednych dziadków, za zjedzoną kanapkę była premia. Tak jak suszony daktyl nigdy nie wydawał mi się atrakcyjny, tak perspektywa zjedzenia marynowanego grzybka skłaniała mnie do zjedzenia paru kęsów.
   Były jednak słodycze, na które czekałam, które uwielbiałam i które wspominam do dziś. Właśnie jednym z takich deserów był Pischinger, czyli nic innego jak wafle przekładane masą kakaową. Babciny krem był jednak nieco inny niż ten tradycyjny, który najczęściej można spotkać w książkach kucharskich i na forach internetowych. Raz, że nie miał w składzie mleka w proszku, a dwa i to chyba najważniejsze, miał mielone orzechy i alkohol:), przez co był dużo bardziej wytrawny i oczywiście mniej słodki i mdły. Krem tradycyjny nie jest ale babcia zawsze nazywała go Pischingerem.
   Teraz kiedy minęło już parę lat i jestem dużą dziewczynką, która zdecydowanie rzadziej (niestety) odmawia słodyczy, znów zachciało mi się takich wafelków. Zadzwoniłam do babci z prośbą o przepis, a ona zrobiła mi niespodziankę i dostałam wielkie pudło tych smakołyków tylko dla mnie - całe na własność!:)

   Tym razem na blogu zamieszczam dzieło babci. Do pudła słodkości dołączony był również przepis, który zapisuję, żebym następnym razem mogła zrobić je sama kiedy tylko mi się zamarzą:)

Pischinger

paczka wafli (idealne mają małą kratkę, ale teraz już o takie coraz trudniej)
20 dkg masła 82%
12,5 dkg cukru pudru
2 żółtka
1 łyżka ciemnego kakao
8 dkg mielonych orzechów włoskich
1 łyżka rumu (można użyć innego ulubionego alkoholu pasującego do orzechów i kakao np. amaretto)

2 łyżki spirytusu
  • Jeśli ktoś ma dużo determinacji i samozaparcia, tak jak moja babcia, może dzień-dwa wcześniej zblanszować orzechy we wrzątku, obrać z błonek i wysuszyć. Następnie dokładnie zmielić.
  • Masło dobrze utrzeć, następnie nadal ucierając dodać po trochu cukier i żółtka. Kiedy masa będzie dobrze połączona i puchata, dodać zmielone orzechy włoskie, kakao, alkohol i jeszcze trochę poucierać. 
  • Wafle posmarować z jednej strony powstałym kremem i poukładać jeden na drugi. Na wierzchu położyć jeszcze jeden czysty wafel. Wszystko dobrze docisnąć i przycisnąć czymś ciężkim. 
  • Po około 2-4 godzinach pokroić na mniejsze kawałki w zależności od upodobań.
  • Wafle bardzo dobrze przechowują się w lodówce. Spokojnie można je trzymać około tygodnia. Przed podaniem chwile wcześniej wyjąć.

sobota, 8 grudnia 2012

Rozgrzewająca sałatka z dyni z orzechami

   Dynia już się niestety kończy, ale są jeszcze miejsca gdzie można trafić ładny kawałek. U mnie na bazarku jeszcze sprzedają, więc pomyślałam, że to ostatni moment żeby zrobić z niej jakąś fajna sałatkę. Przymierzałam się parę razy do surówki, ale jak na razie bardziej odpowiada mi pieczona wersja.
Śnieg za oknami, więc rozgrzewająca sałatka z pieczoną dynią, pomarańczami i orzechami była idealna.

   Pani od której do tej pory kupowałam dynię już nie przyjeżdża, więc próbowałam okazów od innych sprzedawców. Rozkochałam się w tym roku w dyni o bardzo intensywnie pomarańczowym miąższu i zielonej skórce. Początkowo można ją było spotkać tylko w jednym miejscu i tam mówili, że to jakaś francuska odmiana. Potem identyczna (z wyglądu) zaczęła się pojawiać u innych handlarzy już jako "dynia melonowa". Kupowałam u różnych osób i nie wiem, czy to rzeczywiście dwie różne odmiany, ale teraz już nie mogę trafić na taką słodką jak była ta pierwsza. Nie mniej jednak dalej pozostaję jej* fanką:)
(Jeśli to rzeczywiście dwie różne, to obydwie mi smakują:) )



Sałatka z dyni i sera pleśniowego z orzechami

Składniki na 2 porcje:
ok 450dkg upieczonej dyni (przed upieczeniem 1kg obranej i wypestkowanej dyni)
2 duże garście rukoli 
80g sera pleśniowego typu roquefort 
1 średnia cebula cukrowa
1/2 pomarańczy
3 garście pokruszonych orzechów włoskich 
dressing:

5 łyżek oliwy
2łyżki octu
2 łyżki soku z cytryny
1/2 łyżki skórki pomarańczowej
1/2 łyżki skórki z cytryn
chilli w proszku - do smaku
sól i pieprz
  • Dynię obieram ze skóry, kroję w sporą kostkę, polewam odrobiną oliwy i piekę na blaszce w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni (z termoobiegiem) około 30min. Jeśli dyni jest więcej trzeba piec dłużej. Najlepiej po tym czasie obserwować dynię - jeśli się nie przypala i zebrało się dużo wody, najlepiej jeszcze trochę podpiec. Czym dłużej, tym dynia się bardziej skarmelizuje i będzie słodsza. Upieczoną dynię zostawiam do ostudzenia.
  •  W słoiczku mieszam wszystkie składniki dressingu.
  •  Rukolę płuczę i wykładam na duży talerz. Skrapiam kilkoma łyżkami dressingu i mieszam, tak żeby sos oblepił rukolę. Na wierzchu układam kawałki dyni. 
  • Pomarańcz dzielę na cząstki i każdą kroję na 3-4 kawałki - można ja wyfiletować, tak żeby pozbyć się białych błonek, ale przyznaję, że nie byłam aż tak ambitna. Układam na sałatce.
  • Posypuję pokruszonym serem i pokrojoną w półplasterki cebula (cebulę rozkruszam w palcach)
  • Orzechy włoskie prażę na suchej patelni - trzeba stale mieszać żeby się nie przypaliły. Jeśli są w dużych kawałkach, przed prażeniem kruszę je na mniejsze. Posypuję sałatkę po wierzchu.
  • Polewam dressingiem i od razu podaję.

P.S. Dyni nabyłam sporo, więc coś jeszcze z dynią niebawem się pojawi:)